5
Tommy Żuraw, pijany lub naćpany, wtoczył się do Białej Biblioteki przez oszklone, skrzydłowe drzwi, dzierżąc w dłoni wypchaną po brzegi żółtą, plastikową siatkę.
– Salut! Przyniosłem prezent – powiedział, po czym zaczął wypakowywać zawartość reklamówki na recepcyjny blat. Dziesięć bułek pszennych, batony Prince Polo i gruby plik kartek.
– Przyniosłem Ci sztukę dla Leckiej. Przekażesz jej? Nie mogę się z nią skontaktować.
– Jasne. Napijesz się czegoś? – spytałem.
– Ale bez alkoholu – odpowiedział.
– Soczek?
– Soczek!
Przeszliśmy do części restauracyjnej. Chwilę kręciliśmy się przy barze, potem usiedliśmy przy jednym ze stolików. Tommy sączył soczek, czarną kawę i zajadał orzeszki ziemne.
– To klasyk hotelowego żarcia – powiedział z dziecięcą radością.
– To prawda – odpowiedziałem. – Budzi wspomnienia, co nie?
– Oj tak. Jak tam sprawy sercowe?
– Moje? Niedookreślone. Jak zwykle.
– Z kim się teraz bujasz?
– Kojarzysz Mimi?
– Chyba tak.
– No, to rozstajemy się i schodzimy gdzieś od roku. To ciężka miłość.
– A gdzie ona teraz jest?
– Mieszka z innym facetem. Opowiadałem Ci, jak śledził nas detektyw i wylądowałem w jej pozwie rozwodowym?
– Chyba nie.
– To było w zeszłym roku, zanim wróciłem na stałe do Polski. Pojechaliśmy na festiwal do Sopotu. Jej stary nasłał na nas detektywa, który robił nam zdjęcia i nagrywał filmy. Mamy nagrania z ulicy, restauracji i balkonu.
– Już jakbym to słyszał.
– Wierzę, Tommy.
– Nie… – tu podrapał się po brodzie. – Ten detektyw to chyba mój kumpel. Rok temu dzwonił do mnie z Sopotu i opowiadał, że śledzi parę zakochanych poetów. Mówił, że mu przykro, ale robota to robota, dostał zlecenie za gruby hajs.
– To by się zgadzało.
– To miasto jest zbyt małe.
– To samo mówi nasz wspólny znajomy, którego mam przyjemność redagować.
– Wojtaczek?
– Wojtaczek.
Tommy Żuraw dopił kawę i soczek, orzeszki zostawił niedojedzone. Weszliśmy na wieżę. Pokazałem mu widok na Halę Stulecia i dzielnicę willową. Poopowiadał mi o swoich podbojach z lat młodości, zrobiliśmy kilka fotek i odprowadziłem go na parking.
– Piękny ogród, piękne drzewa. Powinniście zatrudnić mnie jako ogrodnika.
– Znasz się na tym?
– Robiłem to w Reichu.
– W latach dziewięćdziesiątych?
– W latach dziewięćdziesiątych. Przekażesz szefowi?
– Przekażę szefowej.
6
Wyrzucają mnie z mieszkania. Wyrzucają też Kauczuka i każdy z nas musi na nowo szukać pokoju. Usiłuję znaleźć coś na Biskupinie, ale standard pobliskich mieszkań woła o pomstę do nieba. To studenckie klitki w domach wielorodzinnych z meblami z PRL-u w rozkwicie. Rozpadające się sklejki, małe kuchenki, klaustrofobiczne kible pełne pajęczyn. Wszystko z wprawą upchnięte na poddaszu. Ceny wynajmu przekraczają 1200 zł. W rezygnacji zamieszczam ogłoszenie na fb. Czarno-białe zdjęcie, smutno-wkurwione oczy i opis w stylu „znów szukam pokoju”. Ktoś udostępnia post i kontaktuje się ze mną gość z mieszkaniem w okolicach Trzebnickiej.
Miałem nie pić, ale piję. Zaczyna się od kieliszka białego wina we Włoskiej, ale już następnego dnia potrzebuję połówki i czterech piw, żeby przejść dzień. Spędzam kilka godzin w kinie – pod wieczór znów ląduję w kawiarni.
Pijany zachodzę do hotelu Mimi. Stoję od strony patio i przyglądam się jak robi kocie oczy i głaszcze jakiegoś frajera po ramieniu. Wycofuję się i zmierzam w stronę Nowych Horyzontów. Siedzę w sali kinowej z flaszką whisky i puszką coli. Z kibla dzwonię do hotelu.
– Dzień dobry. Rozumiem, że dotyka pani wszystkich klientów?
– Słucham?
– Głaszcze pani po ramieniu każdego przyjezdnego frajera?
Rozłącza się.
Przysypiam na „Wielorybie”.
7
Kilka dni później siedzimy razem we Włoskiej. Mimi wygląda jak milion dolarów.
Kiedy się schodzimy, zawsze następuje okres, kiedy oboje bardziej się staramy. Lubię ten czas. To chwile naiwności i nadziei, która przygasa wraz z pierwszym krzywym spojrzeniem i pretensjami, prowadzącymi do pierwszej awantury.
Tak czy inaczej – do baru podchodzi drobna, wytatuowana blondynka w czerni, odsłania przedramiona, prezentując zestaw wymarłych ssaków oraz dinozaura. Mimi trafia szlag. Natychmiast odwraca się do gościa siedzącego przy ścianie i zaczyna swój wyzywający teatrzyk. Gość nie wytrzymuje napięcia, schodzi ze stołka i przysiada się do mnie. Po pięciu minutach ma dosyć i wychodzi z knajpy. Jedziemy z Mimi do hotelu i xxxxxxxx xxx w brudnym pokoju na pierwszym piętrze…
Siedzę we Włoskiej sam. Kiedy pojawia się blondynka w tatuażach, staram się sprawiać wrażenie obojętnego. Potem wjeżdża kilku Włochów i kawiarnia zamienia się w tancbudę, jakiś grubas łapie blondynkę za tyłek, barmanka każe go wyprowadzić, więc sam zaczynam macać go i podszczypywać, aż wreszcie traci pewność siebie. Koło drugiej blondynka zabiera mnie do domu. Usiłujemy pieprzyć się pod prysznicem.
Rano kilkakrotnie dzwoni Mimi.
– U kogo spałeś? Czemu masz wyłączony telefon?
– Siedzę na kiblu. Oddzwonię za 20 minut.
– Pierdoliłeś się z kimś!
– Pierdoliłem się z kimś.
– Z kim?
– Z całym haremem i Kauczukiem.
– Już się bałam, że mówisz poważnie.
8
Następnego dnia odbywa się SANDPAPER #6. Jest to kolejny turniej poetycki wzorowany na slamach – nagroda wynosi 1000 zł. Znów jestem sceniczny i zrażam do siebie kilka osób. Mimi jest ze mną przy scenie, blondynka siedzi przy barze. Po wszystkim bierzemy z Mimi pokój w Oazie, idziemy do łóżka, ale już o trzeciej nad ranem wybucha kłótnia. Przyznaje się do zdrady, dostaję po mordzie i idę do blondynki, która xxxxx xxxxxx xx xxxxx. xxxxxxx xxxx, o dziewiątej rano lądujemy u niej i pieprzymy się do dziesiątej.
Spędzam u niej kolejne trzy weekendy.
Blondynka nazywa się N.
Mimi wysyła mi serię nienawistnych wiadomości.